6/2000
Sierpczanin na Wybrzeżu Kości Słoniwej

Absolwent sierpeckiego Liceum Ogólnokształcącego, rocznik 1966, pochodzący z Borkowa Kościelnego, ksiądz Tomasz Szablewski jest misjonarzem na parafii liczącej sto tysięcy mieszkańców i obszarem równej połowie byłego województa płockiego. Długo starał się o wyjazd na misje. Pracuje w Afryce już trzynaście lat. Obecnie przebywa w Borkowie na rocznym obowiązkowym po dziesięciu latach służby, urlopie zdrowotnym. Ksiądz Tomasz udzielał wielu wywiadów dla prasy i telewizji, był zapraszany na różne spotkania, np. ze środowiskiem lekarskim w Płocku. W grudniu będzie gościem Towarzystwa Naukowego w Sierpcu. Warto spotkać się z Księdzem i porozmawiać o tak egzotycznej i ciężkiej pracy.

"Sierpeckie Rozmaitości" - Co trzeba uczynić aby zostać misjonarzem w Afryce?

Ksiądz Tomasz: -Najpierw trzeba chcieć, trzeba mieć pozwolenie na wyjazd i mieć przygotowanie do tego wyjazdu. To jest taki roczny kurs w czasie którego bada się dokładnie stan zdrowia, szlifuje język w moim przypadku francuski. Wniosek o wyjazd składa się do swojego diecezjalnego biskupa i po uzyskaniu zgody w Warszawie jest roczny pobyt w centrum formacji misyjnej. Za moich czasów nie wiele wiedzieliśmy o kraju do którego jedziemy. Nie były znane warunki i specyfika, gopspodarka, obyczaje i kultura tego kraju. Miałem do wybory Togo, Kamerun, Zair i Wybrzeże Kości Słoniowej. Od chwili złożenia po raz pierwszy wniosku o zgodę na wyjazd do czasu przybycia do Afryki minęło szesnaście lat. Ja byłem zdecydowany od początku, zaraz po święceniach złożyłem podanie. Biskup Wosiński, który był odpowiedzialny za organizację wyjazdów misjonarzy badał nas czy nie chcemy tam jechać dla przygody.

SR- Czy zdarzało się iż ludzie po przejściu przygotowania w centrum formacji misyjnej z dobrym zdrowiem, będąc już w Afryce, wracali, uciekali nie wytrzymując warunków otoczenia ?

Ks. Tomasz: -Tak. Nie wytrzymywali psychicznie. Masy czarnych ludzi, samotność, zagrożenia zdrowia różnymi chorobami, odrębność kulturowa. Sposób żywienia, klimat, pomimo że jadąc się wie iż będzie ciężko. Wysiada się z klimatyzowanego samolotu w Abidżanie i szok termiczny, wielka wilgotność, wysoka temperatura. Wojsko, celnicy, w zetknięciu po raz pierwszy przerażają swoim wyglądem i zachowaniem. Natłok różnych tragarzy i innych chcących zarobić na białym człowieku. Ze stolicy wyjazd autobusem liniowym do parafii, 700 kilometrów. W każdym mieście stoi patrol miejscowej policji i urzędników ktorzy pobierają okup lub się czepiają i utrudniają podróż. W autobusie głośna afrykańska muzyka, która białego oszałamia. Na miejscu zgłaszamy się do czarnego biskupa, on nas przydziela na miesięczne przyuczenie w innej parafii, gdzie proboszczem jest Polak ksiądz Jan Fecko, mający już 10 lat pracy misjonarskiej za sobą i duże doświadczenie. Niektórzy po przyjeździe wskutek innego klimatu dostawali krwotoku albo ujawniały się inne choroby, np; krążenia i musieli wracać natychmiast. Inni po miesiącu lub trzech nie mogąc się dostosować, wracali do Polski.

SR - Jak wygląda taka parafia. Kościół, plebania i codzienne życie?

Ks. Tomasz: -Trafiłem do plemienia Wobe gdzie było 6 tysięcy ochrzczonych na sto tys mieszkańców. To bardzo dużo. Zadaniem misjonarza jest głoszenie słowa bożego i szerzenie postępu, podnoszenie świadomości. Mszę odprawiam w języku francuskim i jest tłumacz, który przekłada na tutejszy niepisany język. Są szkoły katolickie i one gwrantują wysoki poziom nauczania. Tamtejsze szkoły powszechne nie przejmują się poziomem nauki. Nauka odbywa się w języku francuskim. Szkoły katolickie mają zaufanie nawet wśród muzułmanów. Są siostry które uczą szycia i gotowania oraz dbania o zdrowie, uświadamianie, szerzenie higieny. Jest tam kościół i plebania w której ma się pokój z łóżkiem.

RS - A gospodarstwo domowe, kuchnia, wyżywienie?

Ks.Tomasz: -Kuchnia jest na podwórku, przed domem. Na trzech kamieniach stoi gar, pali się ogień i dwie dziewczyny z rodziny czarnego księdza przyrządzają posiłki. Całe życie toczy się na podwórku. Dziewczyny przynoszą wodę ze strumienia, myją warzywa, kroją wszystko w ręku, bez stołu bez deski do krojenia, wkładają do garnka. Do jedzenia siadają na stołeczku lub w kucki wokół tego wielkiego garnka. Ryż gotuje się w jednym garnku a w drugim warzywa i rybę. Z tego wychodzi taki gęsty sos, którym się polewa ryż i to się zjada trzy razy dziennie. Nad garnkami kłębią się roje much. I tak cały tydzień i miesiąc. Murzyni jedzą rękami sięgając do tego garnka. Po posiłku wycierają ręce o swoje nogi o swoje ciało i już. Często ten sos jest tylko z warzyw na oleju, bez mięsa. Mięso się jada rzadko. Dla mnie i dla siostry jak z nią jechałem do odległych wiosek, był talerz i łyżka. Jedliśmy przy stole, który wcześniej służył jako ołtarz do odprawiania mszy. Jak nie było kaplicy i stołu to pożyczali od naczelnika wioski i przynosili, msze sie odprawiało pod drzewami. Wioska to okrągłe domy z gliny, pokryte strzechą a jeśli spotka się dom murowany po blachą to na pewno jest własnością urzędnika, który wrócił do swoich na emeryturę. On ma pieniądze i może zbudować lepszy dom niż gliniana lepianka. Jak jest bogatszy to ma agregat do wytwarzania prądu. Murzyni na co dzień pracują na plantacjach, często odległych o 20 km. Idą tam na piechotę niosą garnki i narzędzia ze sobą i wracają po kilku dniach jak wykonają pracę. Mają tam szałas, tam gotują i śpią. Jak im się uda złapać jakiegoś zwierzaka, np. szczura czy antylopę czy małpę to mają mięso na obiad. Uprawiają kakao, banany, ryż, kawę.

Droga krzyżowa w Wielki Piątek w parafii Biankouma gdzie proboszczem jest ksiądz Tomasz Szablewski.

SR- Jak wygląda ich obyczajowość, tradycja a może są też czarownicy? Kto rządzi we wsi? Ks.Tomasz: - Zdaniem szkół i moim także jest uświadamianie zarówno pod względem religijnym jak i obyczajowym. Czarownicy są oczywiście i mają wielki wpływ na czarnych. Jest święty gaj, gdzie gdybym ja poszedł bez pozwolenia to zabiją. We wsi oficjalnie rządzi naczelnik, lecz bardzo się liczy ze zdaniem czarownika. Walczymy np. z obrzędem obrzezania kobiet. Robią to w sposób urągający podstawom higieny. Jednym rytualnym nożem, bez jakiejkolwiek higieny, dokonuje się tego zabiegu u wielu dziewcząt po kolei. Pomijając barbarzyństwo samego okaleczenia, przenoszą w ten sposób choroby, aids. Kobieta która nie jest obrzezana się w społeczności nie liczy! U mężczyzn to jest normalne, celem jest higiena a u kobiet , tzw. inicjacja, wg starych zwyczajów, wkroczenie w życie dorosłe. Stosują jakieś zioła aby przyspieszyć gojenie. Nawet te ochrzczone chrześcijanki, mówią, że nie będą tego robić swoim dzieciom ale wracają do domów i dokonują obrzezania swoich córek. Czarownicy spełniają bardzo ważną w społeczeństwie. Są szkoły czarowników. Wybierają sobie uczniów i jednemu przekazują swoją wiedzę. Nie każdy się nadaje na czarownika. Znają odtrutki, znają zioła, mają zdolności parapsychologiczne. Stoją na straży starych obyczajów, tradycji i w przypadku łamania zwyczajów przodków przez członków społeczności, mogą nawet zabić. Oficjalnie czary są zakazane i jak się taki przyzna to zgnije w więzieniu. Zabójstwo przez czarownika jest nie do udowodnienia. Brak śladów, świadków, dowodów zbrodni. Powodem takich morderstw jest zawiść, zazdrość, nieposłuszeństwo obyczajowi. Obyczaj, np. zabrania kazirodztwa i czarownik może zabić Murzyna nie przestrzegającego tej reguły. W jaki sposób oni zabijają, nie wiem ja tego nie rozumiem. Są akceptowani, ja wiem kto to jest i się z nim liczę, nie wchodzę mu w drogę. On mnie też respektuje. Ludzie którzy zostali ochrzczeni są wyjęci z pod sił czarownika. Bóg i wiara w Jezusa Chrystusa sprawiają, że moc czarownika nie dotyczy chrześcijan. Mam na to osobiste przykłady i czarni którzy się o tym przekonali dają mi znakomite świadectwo wśród innych, że warto przyjąć wiarę katolicką.

SR - Jak funkcjonuje rodzina i życie rodzinne ?

- Nie jest rzadkością, że rodzą już dwunastoletnie dziewczynki. Wielożeństwo jest normalną zasadą. Średnia długość życia ludzi nie przekracza pięćdziesięciu lat. Mężczyzna, który ma żonę karmiącą małe dziecko nie może z nią współżyć i jest to zasada którą dyktuje obyczaj. Celem jest zachowanie zdrowia i sił matki karmiącej, bo gdyby karmiąc jednocześnie nosiła następny płód, byłoby to zbyt wielkim wysiłkiem dla organizmu. Jeśli mężczyzna ma jedną żonę to w takiej sytuacji jego potrzeby seksualne zaspokaja inna kobieta wyznaczona przez naczelnika, do której chodzą też inni mężczyźni.

SR - Jakie zagrożenia od chorób, zwierząt czy innych pasożytów mogą spotkać białego w Afryce? Jak się przed tym strzec?

Ks. Tomasz: - Najgorsza jest malaria. Nie ma przed tym obrony. Komar ugryzie i zarazi pomimo różnych moskitier. Ameba powoduje chorobę układu pokarmowego. Trzeba używać wody filtrowanej lub gotowanej. Robak gwinejski jest to larwa ślimaka i można się tym zarazić po wejściu do wody gdzie są ślimaki. Ten pasożyt żyje w mięśniach, ma długość do piętnastu centymetrów, jak dorośnie to przegryza skórę i wychodzi na zewnątrz, trzeba go ostrożnie wyciągnąć z własnego ciała, nawijając na zapałkę. Węże jadowite są bardzo liczne. Na terenie wokół plebanii rocznie zabija się 50 - 80 sztuk. Potrafią pluć jadem na odległość kilku metrów, powodując utratę wzroku. Odtrutką jest natychmiastowe przemycie oczu mlekiem. Krów tu nie hodują więc używa się mleka matek karmiących.

SR - Skąd pochodzą pieniądze na funkcjonowanie parafii? Czy ksiądz ma jakiś swój majątek? Jakie jest życie towarzyskie misjonarza, czy ma Ksiądz tam przyjaciół?

Biskup diecezji Man, Józef Teky w towarzystwie miejscowych zakonnic i księdza Tomasza Szablewskiego

Ks. Tomasz: -Parafia nie ma żadnych dochodów. Ja muszę zdobyć pieniądze na funkcjonowanie przez cały rok i robię to sam w czasie miesięcznego pobytu w Polsce albo we Francji. Pracuję zastępując francuskiego proboszcza na urlopie i zarabiam pieniądze na swój pobyt w Afryce. Często mam taką biedę i głód, że otwieram lodówkę a tam tylko światło. Mam dwunastoletnie auto renault 5, które na szczęście się nie psuje i mało pali. Własne mam tylko ubranie, kamerę i aparat fotograficzny, praktycznie żadnych dóbr materialnych nie posiadam. Hierarchia kościelna w tym państwie nie jest w stanie dużo pomóc misjonarzom. Jeżeli pomaga to czarnym proboszczom, którzy nie mają takich jak my możliwości zarobienia pieniędzy w Europie. My musimy przywieźć pieniądze z Europy na funkcjonowanie parafii, kościoła i plebanii. Rocznie jest to 5-6 tys. USD. Europa jest bogata. Mam wielu znajomych z którymi mogę spędzać czas poza pracą duszpasterską. Często gramy w brydża, robimy wycieczki w głąb kraju. Mam bardzo wielu wychowanków, grupa ministrantów liczy ponad czterdziestu chłopców i mężczyzn. Oni są do mnie przywiązani, życzliwi. Znam wielu ważnych ludzi z mojej parafii pochodzi prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej. Mój pobyt, gdyby był krótszy, np. dwu, trzy letni, byłby mniej skuteczny i dla tych ludzi i dla osiągnięcia celów jakie stawia Kościół. Mam do czego tam wracać.

SR - Czemu służy roczny pobyt w Polsce, co Ksiądz ma tu do załatwienia?

Ks.Tomasz: -Taki roczny pobyt w umiarkowanym klimacie bardzo regeneruje siły. Muszę też sobie zrobić rutynowe badania lekarskie w Instytucie Medycyny Tropikalnej w Poznaniu. Wielokrotnie chorowałem na malarię, zaraziłem się też amebą. Nie wiadomo co jeszcze może w człowieku tkwić po tak długim pobycie w równikowej Afryce. Muszę też zgromadzić pieniądze na następny rok pracy w mojej parafii na Wybrzeżu Kości Słoniowej.

SR - Dziękuję za rozmowę, za pokazane filmy video i fotografie. Życzę Księdzu zdrowia i wytrwałości, życzę szybkiej decyzji powrotu na stałe do Polski, co pewnie najbardziej ucieszyłoby Julię Szablewską, Matkę Księdza.

Ryszard Suty