BOSKIE TALENTY ?

"... Gdy Bóg zawitał nad Zawidzem, to zrzucił talenty "- tak powiedziała żona p. Jana Krajewskiego- Alfreda. Historię ich rozmnażania w Zawidzu, bo przecież one nie zaginęły, rozpoczął nieżyjący od 15 lat p. Wincenty Krajewski.


Jemu właśnie wszyscy zawdzięczają to, że powstało środowisko plastyczne we wsi, które dziś tworzy kilkunastu rzeźbiarzy. Godnym uznania i podziwu jest fakt, iż był rolnikiem, murarzem, stolarzem i cieślą, nie ukończył żadnej Akademii, a posiadał tyleż talentu, który umiał przekazać innym. A ślady jego twórczości można odnaleźć nie tylko w rodzinnym domu syna, ale także w wielu muzeach.

Mimo obiegowej opini, iż syn Wincentego- Jan Krajewski niechętnie wdaje się w rozmowę z dziennikarzami, nie odczuliśmy tego. Wręcz przeciwnie, rozmowa przebiegała w miłej, nie zawacham się stwierdzić rodzinnej atmosferze. Aczkolwiek więcej o Janie Krajewskim opowiedziała jego małżonka, gdyż nie zastaliśmy rzeźbiarza w domu, dopiero po przyjeździe przyłączył się do rozmowy. Wydaje się bardzo skromny, pomimo wielu odznaczeń jakie posiada (Srebrny Krzyż Zasługi, Złota Odznaka jako Działacz Kultury, W 1986 Nagroda im. Oskara Kolberga- najwyższe odznaczenie jakie może otrzymać rzeźbiarz, nagroda Ministra Kultury i Sztuki, jego nazwisko widnieje w encyklopedi "Wielcy Polacy i ich dzieła ").

Debiutował w 1961 roku. Ma na swym koncie wiele wystaw m.in. w Muzeum Mazowieckim w Płocku pt." Rzeźby rodziny Krajewskich", Krakowie, Toruniu, Łodzi. Zbiory wywędrowały także za granicę -na Wschód i Zachód Europy i za ocean, do prywatnych kolekcji w Ameryce i Azji. Rodzina określa go mianem "złotej rączki" Przyznaje się do tego, iż jest pracoholikiem. W pracowni spędza cały dzień, dopóki starcza mu sił. Ta praca nie jest wysiłkiem-jak mówi- ale świetnym wypoczynkiem psychicznym, wymagającym wielkiej wyobraźni. Pan Jan nie umie rysować, a do pracy potrzebne jest dłuto, nóż i młotek. Ma wiele zamówień (Z USA, Szwajcarii, Włoch, Meksyku), lecz gdyby ich nie miał - to i tak by rzeźbił. Przecież nie robi tego dla pieniędzy, tylko dla samego siebie. Jego całe życie to rzeźba, rzeźba i jeszcze raz rzeźba (i oczywiście rodzina).

Źona Alfreda- jak powiada "weszła w rodzinę rzeźbiarską i musiała się podstosować" . Dobrze się stało, gdyż posiadała już zdolności plastyczne, więc siłą rzeczy jak zakochała się w mężu to i w rzeźbie. Na początku tylko wykańczała i malowała, dzisiaj jej specjalnością jest płaskorzeźba.Pani Alfreda także zdobywała także czołowe nagrody: na 30-lecie Wojska Polskiego zdobyła II nagrodę w ogólnopolskim konkursie "Rozszumiały się wierzby płaczące" , IV nagrodę w konkursie "Wielcy Polacy ich życie i dzieła" , II nagrodę w konkursie ogólnopolskim za szopkę.Za rzeźby otrzymała Brązowy Krzyż Zasługi i Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki. Na pytanie, jaka wizyta była najbardziej wzruszająca, opowiedziała o gościach z Danii, którzy dowiedziawszy się , iż nie ukończyła żadnej Akademii, nazwali ją wielką i zaśpiewali pieśń tryumfalną. Poza tym p. Alfreda jest zwykłą kobietą, która musi zadbać o dom i gospodarstwo, więc nie ma czasu na nudę. Rzeźbiarstwem zaraziła się jakby przypadkiem, ale czas pokazał, że pokochała je całym sercem.

Rzeźbił Wincenty, rzeźbi Jan a także Krzysztof (lat 27) -najmłodszy z trójki dzieci państwa Krajewskich. Rzeźbiarstwo odziedziczył w genach i chyba jest największym talentem. Tradycja na pewno nie zaginie, ponieważ Łukaszek, syn p. Krzysztofa, również bierze się za dłuto (a ma dopiero 2 lata).

Państwo Krajewscy, tak znani na całym świecie, mają normalny dom, rodzinę, przyjaciół. Cieszą się tym, co osiągnęli do tej pory. Nikt im nie pomagał. Z czystym sumieniem mogą powiedzieć, że zawdzięczają to pracy swoich rąk, swojemu wysiłkowi, wyrzeczeniom. Są zadowoleni z życia. Mają to co najważniejsze: siebie, kochającą rodzinę oraz boskie talenty, dzięki którym ich życie napełniło się blaskiem oświetlającym drogę rzeźbiarską całym przeszłym i przyszłym pokoleniom Krajewskich.

Wioletta Czermińska
Dorota Buczyńska