3/2000
WIZYTA BISKUPA PIOTRA JARECKIEGO W SIERPCU

Dnia 6 maja 2000 r przybył do Sierpca na zaproszenie katolickich organizacji przy parafii farnej i klasztornej oraz ZChN w Sierpcu nasz rodak - Biskup Pomocniczy Archidiecezji Warszawskiej - Piotr Jarecki. Spotkał się z wiernymi w kościele farnym i w Domu Katolickim. Podczas spotkania w Domu Katolickim wygłosił prelekcję. Z uwagi na jej wartość zdecydowaliśmy się ją zamieścić na naszych łamach w całości.



Jubileuszowa droga do autentyzmu wiary.

Tak właśnie zatytułowałem moje wstępne przedłożenie, które ma stać się inspiracją do wymiany myśli, dialogu podejmowanego w duchu wzajemnego ubogacania się. Bardzo cieszę się z tego spotkania, dziękuję za jego zorganizowanie, za słowa powitania i już na początku wyrażam moje najgłębsze przekonanie, że doszło ono do skutku dzięki niezwykłej duchowej inspiracji. Oby posłużyło wszystkim tutaj zebranym i każdemu z osobna, zacieśniając między nami więzy przyjaźni i życzliwości.


Geneza spotkania.

Na początku pragnę wypowiedzieć kilka słów na temat genezy dzisiejszego spotkania. Pod koniec roku 1999 zwrócono się do mnie z prośbą o napisanie krótkiego przesłania jubileuszowego do lokalnego czasopisma "Sierpeckie Rozmaitości". Tekst, który z dość dużym opóźnieniem przygotowałem i przesłałem, zawierał kilka myśli zakończonych propozycją jubileuszowego spotkania z Sierpcem: dialogu i modlitwy, ku wzajemnemu wzbogaceniu. Pan Zdzisław Dumowski, którego dobrze pamiętam z czasów dzieciństwa i młodości sierpeckiej podjął tę myśl, nawiązał ze mną kontakt listowy, który posłużył wypracowaniu formuły spotkania. Na początku proponowano mi odprawienie Mszy świętej z patriotycznym kazaniem w Uroczystość Matki Bożej Królowej Polski. Osobiście pragnąłem zorganizować spotkanie w nieco innej formie, składające się z dwóch części: moje przedłożenie związane z przeżywanym Jubileuszem połączone z dyskusją - dialogiem oraz Msza święta sprawowana w intencji Sierpczan i Sierpca - mojej małej Ojczyzny. Dzisiaj dziękuję Bogu i Wam - drodzy Ziomkowie - że zechcieliście takie spotkanie zorganizować. Pragnę bardzo, aby nie było ono spotkaniem straconym. Niech ubogaci nas wszystkich i każdego z osobna, byśmy stali się bardziej ludźmi, bardziej Polakami, bardziej katolikami, bardziej sierpczanami. Ludźmi otwartymi na Boga, kulturę rodzimą, na człowieka oraz na wszystko, co go wyraża i prawdziwie mu służy.


Sierpc - korzenie coraz bardziej uświadamiane.

Z miasta naszego wyjechałem w roku 1974, kiedy rozpocząłem studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku. W roku ubiegłym celebrowaliśmy 25 lecie matury. Spotkaliśmy się właśnie tutaj, w Sierpcu - w prastarym kościele Świętego Ducha i w Muzeum Wsi Mazowieckiej, prowadzonym przez mojego kolegę szkolnego Jana Rzeszotarskiego. Można powiedzieć, że dłużej żyłem poza Sierpcem niż w Sierpcu, ale można i trzeba także powiedzieć, że z biegiem czasu coraz częściej powracam myślą do tej gleby, szczególnie w jej rozumieniu kulturowym, na której wzrastało moje życie, kształtowała się osobowość, powołanie - to wszystko, co najgłębiej świadczy o człowieczeństwie, sensie życia i życiowej misji. Przyjeżdżając dzisiaj do Was, drodzy Ziomkowie, pragnę spłacić dług wdzięczności, jaki mam wobee społeczności Sierpca, stąd bowiem zaczerpnąłem wiele wartości - tych uświadomionych i tych przeżywanych mniej świadomie - dzięki którym jestem tym, kim jestem i mogę prowadzić misję nadaną mi przez Pana dziejów.

Wspominam moich dobrych Rodziców - oboje pochodzili właśnie stąd. Ojciec z przedmieść Sierpca, Matka z Łukomia, malowniczej wioski mazowieckiej ziemi. Ojciec odszedł już do Boga, Mama żyje i mieszka w Gdyni, naszym nowym rodowym gnieździe. Żyją tam też: moja Siostra i Brat z Rodziną. Rodzeństwo moje połączyło się w związki małżeńskie także z rodowitymi Sierpczanami, co przedłużyło się ostatnio w najmłodszym pokoleniu. Wspominam bliskich mi kapłanów, siostry zakonne, z którymi ściśle związane były i są dzieje moje i mojej rodziny. Wzrastałem w środowisku klasztornym, od najmłodszych lat dziecięcych służąc do Mszy świętej a następnie zastępując, jak potrafiłem, nieobecnego organistę. Przychodzi na myśl wiele imion i nazwisk: ks. Jan Krawczyński długoletni dziekan sierpecki, ks. Antoni Rogowski, ks. Jan Sucharzewski, ks. Romuald Jaworski, ks. Kazimierz Szymański, ks. Kazimierz Przybyłowski. Księża katecheci: ks. Jerzy Drozdowski, ks. Tadeusz Kuczyński, ks. Saturnin Wierzbicki. Wspominam z wdzięcznością moich nauczycieli i wychowawców zarówno ze szkoły podstawowej jak i liceum. Z tej pierwszej najbardziej zapamiętałem Barbarę i Ryszarda Bramczewskich - pani Barbara była moją wychowawczynią, Barbarę Pardecką, Marię Wessnerową, Barbarę Zbierzchowską dyrektorkę szkoły. Z liceum zachowuję w pamięci wiele osób, może szczególnie pana Profesora Aleksandra Kapłona, Tadeusza Krydzińskiego, Barbarę Kozłowską - moją wychowawczynię, Antoninę Giryszewską, Otylię Orzarzewską, panią profesor Szparkowską, Lecha Żmijewskiego. Dyrektorem był pan Lech Dobrosielski; historü zaś uczył jego brat Kajetan. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu Sióstr zakonnych. Wspominam więc z wdzięcznością i radością Matkę Przeoryszę Annę, Matkę Paulę oraz Siostrę Tadeuszę, która przygotowywała mnie do Pierwszej Komunü świętej. Szczególny dług wdzięczności zaciągnąłem wobec śp. Mieczysława Piotrowskiego, długoletniego organisty w kościele farnym. On to poświęcił wiele czasu i wysiłku, aby dać mi podstawy gry na organach.

Oto trzy środowiska mojego wzrastania i formacji: rodzina, kościół, szkoła oraz kilka nazwisk z nimi związanych. Oprócz nich Wspominam grupy koleżeńskie związane z sąsiedztwem, szkołą i posługą kościelną, sportem, młodzieńczymi zabawami. Janek Rzeszotarski i Witek Lewandowski - syn ówczesnego nadleśniczego, z którym lubiliśmy chodzić po szkole na rurki z kremem od państwa Tułaczów. Nieraz strzelaliśmy z nich do siebie kremem. Rysiu Goczyński - dzięki któremu dawaliśmy sobie radę z matematyki, odpisując czasem zadania. Marek Hołubicki, Andrzej Głuchowski - mój długoletni kolega z ławy szkolnej, Marek Strześniewski, Grażyna Paciuszkiewicz, Wiesia Żaczek, Bożena Chęcińska i wielu, wielu innych wspaniałych kolegów i koleżanek, z którymi przyszło mi spędzić młodość w Sierpcu. To właśnie w tym gronie przeżywałem pierwsze otwarcie się na drugiego człowieka, w tym gronie miały miejsce pierwsze sympatie, przyjaźnie i miłości młodzieńcze, w tym gronie uczyłem się relacji międzyludzkich - zarówno w ich blaskach jak i cieniach. W tym środowisku przeżywałem sukcesy i porażki, cieszyłem się z sukcesów i naprawiałem błędy, przygotowując się tym samym do dojrzałego życia.

Kiedy 16 kwietnia 1994 roku oznajmiono mi w Nuncjaturze Apostolskiej, że Ojciec święty Jan Paweł II mianował mnie biskupem Pomocniczym Archidiecezji Warszawskiej, a ksiądz Prymas zasugerował, by konsekracja biskupia odbyła się 23 kwietnia - w uroczystość świętego Wojciecha, biskupa i męczennika, stanął przede mną problem obrania hasła biskupiego posługiwania oraz opracowania biskupiego herbu. Za hasło obrałem słowa wypowiedziane przez samego Chrystusa w Jego rozmowie z Piłatem: "Dawać świadectwo prawdzie. Bardzo przeżywam problem prawdy, co jest niewątpliwie wartością wyniesioną także z Sierpca. Herb zaś postanowiłem podzielić na cztery pola, z których dwa poświęcone są miejscu mojego urodzenia, wzrastania i wychowywania. W górnym lewym polu herbowym umieściłem fasadę kościoła farnego -jeden z herbów miasta Sierpca. W dolnym lewym polu zaś znajduje się ukoronowana lilia - według symboliki heraldycznej ukoronowany wizerunek Najświętszej Maryi Panny. W ten sposób fara sierpecka łączy. się w moim herbie z sierpeckim klasztorem, by razem zaświadczyć o chrześcijańskich korzeniach naszego miasta, cywilizacji naszej i kultury małej Ojczyzny - Sierpca i ziemi sierpeckiej. Często o tym mówię podczas spotkań organizowanych w ramach mojej posługi duszpasterskiej w archidiecezji warszawskiej. Szczególnie zaś podczas pobytu w stołecznych szkołach. Spotykając się dzisiaj z Wami, moimi Ziomkami chciałem zaświadczyć, że jako pierwszy w historii miasta biskup często mówię o tym, skąd pochodzę, chlubię się miejscem mego urodzenia i wzrastania a to wszystko streszczone jest w herbie biskupim przedstawiającym korzenie, tożsamość i powołanie życiowe. Często mówię, że pochodzę z miasta. które znane jest z Matki Bożej i z piwa. To oryginalne połączenie wywołuje z reguły radosną reakcję.


Biskup Ryzykant. Czy można być prorokiem w Ojczyźnie swojej?

Takie właśnie tytuły można było przeczytać w. "Sierpeckich Rozmaitościach" przed moim jubileuszowym spotkaniem ze społecznością miasta. Przypadkiem dowiedziałem się o tym, choć sam tych tytułów nie czytałem. Muszę przyznać, że zabrzmiały one w moich uszach sympatycznie. Rozumiem, że tytuły prasowe powinny nieco szokować, aby zainteresować czytelnika, zachęcić go do lektury. Czy trzeba być ryzykantem, by zaproponować spotkanie - dialog, życzliwą wymianę myśli na temat wyzwań współczesności i wpływu wiary na rzeczywistość społeczną, gospodarczą i kulturalną w jej różnorakich aspektach? Moim zdaniem nie trzeba być ryzykantem, trzeba natomiast cenić sobie autentyzm spotkania międzyosobowego, trzeba cenić sobie szczerość i stawiane w prawdzie. Trzeba ponadto chcieć i umieć słuchać a nade wszystko wierzyć w dobrą wolę uczestników spotkania, którzy zbierają się po to, by wzajemnie się ubogacić nie zaś stworzyć dla siebie trudne sytuacje. Właśnie w imię tego autentyzmu pragnąłem spotkać się z moimi Ziomkami z Sierpca, aby w Roku Wielkiego Jubileuszu Zbawienia modlić się z nimi i za nich, porozmawiać o najważniejszych problemach z jakimi spotykają się w codziennym życiu oraz ponownie uświadomić sobie przeogromne dobrodziejstwo chrześcijaństwa wyrastającego z osoby Zbawiciela i jego dzieła pojednania człowieka z Bogiem i ludzi między sobą.

Bodaj pierwszym przesłaniem moim dla Was jest najgłębsze moje przekonanie, że nadszedł dzisiaj czas podejmowania prób poszukiwania nowych form nawiązywania autentycznego kontaktu między przedstawicielami kościoła hierarchicznego oraz wiernymi świeckimi, zarówno w tematach dotyczących życia wewnątrzkościelnego jak i szeroko rozumianych problemów społecznych. Dzisiaj bowiem nie wystarczy sprawowanie kultu we wnętrzu świątyni; gdzie kapłan i biskup naucza a wierni świeccy słuchają, nie znając możliwości bardziej aktywnego uczestnictwa. To jest nadal potrzebne i niezbędne, ponieważ Kościół nie może zrezygnować z misji nauczania. Ale dzisiaj potrzebujemy coraz liczniejszych środowisk społecznej i religijno - moralnej dysputy, która zbliży nas do siebie i uchroni jedne środowiska przed popadaniem w bezduszny pragmatyzm a drugie w oderwany od życia idealizm. Długoletnie wnikanie we wskazania nauki społecznej Kościoła oraz sześcioletnia praktyka biskupiego posługiwania, która skutecznie leczy z ulegania wszelkim ideologiom mówi mi, że problemem jest nie tyle wiedza na temat "jak być powinno" lecz możliwość i umiejętność realizowania tego, co światły rozum ubogacony wiarą określa jako dobro, prawdę, piękno. Trzeba to osadzać w konkretnych, jasno określonych warunkach danego miejsca i czasu. Tylko wtedy wartość i zasada ma szansę zaowocowania w praktyce codziennego życia. W przeciwnym wypadku pozostanie tylko piękną, wzniosłą ideą, mającą siłę wzruszyć serce. ale bezradną w kształtowaniu rzeczywistości społecznej, politycznej. kulturalnej i gospodarczej. Przyjeżdżam do Was jako Sierpczanin, który wyrósł z tego podłoża kulturowego a w Roku Świętym Wielkiego Jubileuszu Zbawienia pragnie spędzić kilka godzin refleksji i modlitwy ze swoimi Ziomkami - ku wzajemnemu ubogaceniu. Uważam to za coś normalnego, głęboko ludzkiego, potrzebnego w ugruntowywaniu tożsamości. Jeśli jest to ryzyko, jest ono zamierzone, na pewno opłacalne i głęboko ludzkie.


By przezwyciężyć kompleks wiary i zacząć "wierzyć życiem".

W liście skierowanym do ,.Sierpeckich Rozmaitości" podzieliłem się krótką refleksją na dwa tematy. Jeden dotyczył wielkiego znaczenia środowiska pochodzenia, drugi zaś inspiracji wiary w codziennym życiu. Pisałem: "W olbrzymiej większości mieszkańcy Sierpca otrzymaliśmy od Boga łaskę wiary w Chrzcie świętym. W olbrzymiej większości uważamy się za katolików, chodzimy do kościoła i wychowujemy w tradycji katolickiej młode pokolenie. Rok 2000 - właściwie celebrowany - powinien uautentycznić naszą wiarę, sprawić, by była ona rzeczywiście żywa w codzienności, by kształtowała styl życia człowieka. A powinien to być styl otwarcia na Boga - źródło prawdy, dobra i piękna oraz szacunku dla każdego człowieka, przede wszystkim ze względu na to kim człowiek jest, nie tyle ze względu na to co czyni". Pragnę teraz rozwinąć treść wyrażoną w powyższym stwierdzeniu. Człowiek uważający się za wierzącego powinien przede wszystkim postawić sobie pytanie jaki jest sens Roku Jubileuszowego, co powinien on wnieść w jego życie indywidualne i społeczne. Najkrótszą odpowiedź można sformułować następująco. W Roku Świętym każdy człowiek ochrzczony wezwany jest do ponownego uświadomienia sobie zależności od Boga. Człowiek od Boga pochodzi, przez Boga utrzymywany jest przy życiu, od Boga otrzymał naukę, dzięki której może godnie wypełnić swoje życiowe powołanie. Przedziwna jest to zależność - nie krępuje lecz wyzwala, nie tłamsi lecz daje siły do wzlatania wzwyż! Można to wyrazić innymi słowami: swoją prawdziwą autonomię człowiek jest w stanie zbudować dzięki otwarciu się na Boga, wejściu w zażyły z Nim kontakt, przyjęciu Jego woli za własną, słowem dzięki zawierzeniu. Jednak zawierzenie to nie jest tylko poruszeniem serca, nie jest czy nie powinno być tylko uczuciem lub czystym przeżyciem intelektualnym. Powinno ono mieć swe konsekwencje w życiu, jego stylu i kulturze. Nazywam to "wiarą życiem". Chodzi więc o odnowienie intymnego, osobowego kontaktu z Bogiem. kontakt ten nadaje następnie kształt całości życia w jego wymiarze moralnym.

Są to proste prawdy, które zapewne dość często słyszycie z sierpeckich ambon! Chodzi tylko o to, by tę oczywistość wcielać w życie. W mojej lekturze rzeczywistości współczesnej dostrzegam dwa główne zagrożenia dla człowieka. Jednym jest chęć czy aspiracja bezwzględnej autonomii, czyli zbudowanie godnego, szczęśliwego życia w oparciu o własne, ludzkie, doczesne możliwości. Drugim zaś niebezpieczeństwem, może jeszcze bardziej upowszechnionym w naszym, określającym się jako katolickie społeczeństwie jest traktowanie wiary i religijności jako jednego z wielu sektorów życia, który nie ma większego związku z innymi. Pierwsze zagrożenie reprezentowane jest przez dwie główne ideologie czasów nowożytnych: zarówno materializm historyczny jak i liberalizm. Po upadku komunizmu - socjalizmu w jego zinstytucjonalizowanych formach nie przestają nam zagrażać różne postaci liberalizmu, z jednej strony wynoszące użyteczność i pragmatyzm na szczyt hierarchii wartości z drugiej zaś traktujące człowieka jako nikim i niczym nieograniczonego suwerena. Pogłębiający się smutek człowieka i społeczeństwa, brak nadziei, desperackie uciekanie się do chemicznych środków budzenia radości - chwilowych i złudnych - zaświadcza o fałszywości tych poglądów.

Stąd też Jubileusz 2000 lat chrześcijaństwa stanowi głośny apel Boga do człowieka, by raz jeszcze przemyślał źródło, fundamenty i cel swojego życia. By uznał prawdę, przeżył ją i przyjął do serca swego czyniąc z niej drogowskaz życiowy. Prawda ta mówi: jestem wielki, gdyż noszę w sobie obraz Stwórcy, jestem jednocześnie mały, gdyż nie wystarczam samemu sobie. Wielkość daną mi przez Stwórcę jakby w zalążku mogę uaktywnić uznając moją od Stwórcy zależność i kierując się jego wobec mnie wolą. Przy tym ujęciu Jubileusz staje się wezwaniem do przemyślenia takich wartości jak wolność, rozumność, zależność, posłuszeństwo, wierność, wytrwałość, godność itd. Jubileusz więc powinien być przeżywany jako wielki apel Boga do człowieka, by otworzył się on na transcendencję. Bym się zrealizował w pełni i spełnił nie wystarcza mi doczesność: ani posiadanie, ani przeżycie, ani znaczenie. To wszystko, chociaż jest ważne w życiu, nie daje odpowiedzi na najtajniejsze pragnienia serca. Jubileusz stanowi wezwanie Boga, by Jego dzieło - człowiek ponownie uznał w Nim Stworzyciela, Zbawiciela i Uświęciciela, Mądrość i Siłę życia, dzięki której życie stanie się wartym życia. Jest to wezwanie do przyjęcia Boga - Miłości. Tylko Bóg Miłość jest w stanie człowieka zaspokoić, uzdrowić i uskrzydlić. Przychodzą na myśl słowa świętego Augustyna: "Niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Tobie, mój Boże". Drugim problemem, który w mojej lekturze czasów współczesnych powinniśmy przemyśleć jest pojmowanie i przeżywanie wiary. W naszym przypadku chodzi o chrześcijaństwo, katolicyzm. Bardzo łatwo określamy siebie jako ludzi wierzących, katolików, jednak rzadziej zastanawiamy się, co słowa te oznaczają i czy rzeczywiście mają pokrycie w życiu. W jednym z ubiegłorocznych numerów prestiżowego czasopisma jezuickiego "La Civilta Cattolica" zamieszczono artykuł pod znamiennym tytułem: Czy Europa jest chrześcijańska? Udzielając odpowiedzi autorzy stwierdzili, że zależy to od rozumienia określenia "chrześcijaństwo". Jeśli rozumiemy przez nie przyjmowanie prawd wypowiadanych w Credo oraz inspirowanie się nimi w codziennym życiu - Europa jest chrześcijańska w mniejszości. Jeśli zaś rozumiemy chrześcijaństwo jako ogólne odniesienie do wartości i zasad sięgających korzeniami Ewangelii i chrześcijaństwa, a które z biegiem czasu - na skutek procesów sekularyzacji i sekularyzmu - utraciły pierwotną swą inspirację, to Europa jest chrześcijańska w większości. Osobiście sądzę, że podobnej odpowiedzi można i trzeba by udzielić także w Polsce.

Jubileusz Roku 2000 powinien stanowić dla każdego z nas, każdego człowieka ochrzczonego, każdego Sierpczanina, wezwanie do mocowania się z pytaniem czy katolicyzm jest w moim i naszym życiu w większości czy w mniejszości. Jeśli odkryję, że jest w mniejszości powinienem przyczynić się do zmiany tej sytuacji, poprzez budowanie tożsamości życia w permanentnym procesie zwanym nawróceniem. Jeśli odkryję, że jest on u mnie i u nas w większości powinienem tę pozytywną tendencję pogłębiać i udoskonalać.

Właściwe przeżywanie Wielkiego Jubileuszu Zbawienia to namysł nad najgłębszym sensem życia, powrót do pytań podstawowych a przez to otwieranie się na Boga i na człowieka. Osobiście sądzę, że owocne przeżywanie Roku świętego powinno stać się czasem indywidualnej i wspólnotowej refleksji na temat złożony z czterech problemów: wiara - religijność - moralność - kultura. Czym jest dla mnie wiara? Czy traktuję ją jako dar dany od Boga, polegający na osobowym z Nim kontakcie? Czy z Bogiem, w którego wierzę spotykam się jako osoba z osobą? To jest bodaj fundamentalna kwestia. Jeśli tak rozumianej i przeżywanej wiary zabraknie zawala się cały gmach religijności, moralności, kultury inspirującej się wiarą. Wszystko, co najistotniejsze w życiu duchowym powinno zaczynać się od najgłębszej duchowej relacji do Boga. Wyrazem tej relacji oraz utwierdzaniem się w niej jest cała sfera religijności - zarówno indywidualnej jak i społecznej. Ponieważ wiele mnie łączy z Bogiem, ponieważ wiele Mu zawdzięczam, ponieważ widzę sens wchodzenia z Nim w kontakt, dlatego oddaję Mu chwałę, uwielbiam Go, proszę Go, jestem z Nim podczas medytacji itd. Jeśli religijność nie wypływa z głębokiego kontaktu osobowego z Bogiem staje się formą bez treści, sposobem na przeżycie estetyczne i duchowe, nawet na wzruszenie słowem propozycją spędzenia czasu wolnego od pracy. Podobnie jest z moralnością. Całe życie moralne człowieka powinno być konsekwencją czegoś o wiele głębszego, właśnie relacji człowieka do Boga. Jeśli tej relacji nie ma, przykazania i zasady stają się martwą literą. Co najwyżej przypominają o tym, co jest dobrem a co jest złem; nie uzdalniają jednak do przyjmowania i realizowania tego pierwszego a odrzucania tego drugiego. Same prawo -jak mówi święty Paweł - nie daje człowiekowi siły do jego zachowywania. Bóg taką siłę daje a definitywnie okazał ją w Synu swoim Jezusie Chrystusie. I dopiero przy takim pojmowaniu życia można mówić o kulturze inspirowanej wiarą: kulturze rozumianej jako styl myślenia i postępowania, styl życia szczególnie w jego relacji do drugiego człowieka. Sądzę, że te cztery problemy mogą stanowić program owocnego przeżywania Roku Świętego Wielkiego Jubileuszu Zbawienia. Wiara jako autentyczna relacja osobowa do Boga. Religijność jako wyraz wiary i utwierdzenie w niej. Moralność jako praktyczna konsekwencja związku z Bogiem i przyjęcia Jego nauki. Kultura jako konsekwencja wiary w życiu świeckim.


Czy chrześcijaństwo ma moc przemiany świata?

Wystarczy bacznie obserwować polską i europejską rzeczywistość, by dostrzec jak wiele mamy kłopotów z rozwiązaniem problemów wyżej przedstawionych. I dlatego Rok Jubileuszowy jest dla każdego człowieka ochrzczonego wielkim darem, szansą odnalezienia swojej najgłębszej tożsamości. Jest też dobrodziejstwem, ponieważ w czasie tym, Bóg wyjątkowo szczodrze udziela swojej łaski. A kłopoty nasze streszczają się w wielkim rozdźwięku między wyznawaną wiarą a praktyką życia. Zauważył to już przed 35 laty II Sobór Watykański: Rozłam między wiarą wyznawaną a życiem codziennym, występujący u wielu, trzeba zaliczyć do najważniejszych błędów naszych czasów. Zgorszenie to już w Starym Testamencie gwałtownie karcili Prorocy, a o wiele bardziej w Nowym Testamencie sam Jezus Chrystus groził za nie ciężkimi karami. Niechże się więc nie przeciwstawia sobie błędnie czynności zawodowych i społecznych z jednej, a życia religijnego z drugiej strony" (KDK, n. 43).

W ostatnim czasie bardzo często zastanawiam się nad problemem mocy i owocności chrześcijaństwa. Czy i gdzie widać tę moc. Widać ją niewątpliwie w poszczególnych osobach, które pracują nad sobą, kroczą drogą świętości, starają się żyć w łączności z Bogiem i swoimi bliźnimi. Każdy człowiek święty jest wymownym przykładem mocy Boga a tym setnym mocy chrześcijaństwa. Ale czy widać moc chrześcijaństwa w życiu świeckim - w polityce, gospodarce, kulturze? I tutaj szczerze trzeba chyba powiedzieć, że niewystarczająco ją widać! Jaka jest tego przyczyna? Czy moje Bóg nie chce, by moc płynąca z wiary przekształcała rzeczywistość doczesną? Byłoby to nonsensem! Bóg bardzo tego pragnie, przecież dlatego zesłał swojego Syna, który stał się Człowiekiem, wyzwolił człowieka z niewoli grzechu, szatana i śmierci oraz otworzył perspektywę wieczności. Dlaczego więc niewystarczająco jest widoczna moc chrześcijaństwa w życiu świeckim? Logiczna odpowiedź może być chyba jedna. Dzieje się tak dlatego, że ludzie określający się za chrześcijan niezbyt autentycznie wierzą albo wierzą w Boga w oderwaniu od rzeczywistości, w której żyją. By spotkać się z Bogiem porzucają swoje codzienne życie. Boga do tegoż życia nie wprowadzają. Dokonuje się podział na dwa światy nie mające ze sobą styczności: sacrum ducha, serca i świątyni oraz profanum ciała, intelektu, polityki, gospodarki, kultury.

Dotykamy fundamentalnego problemu stylu przeżywania wiary, od którego zależy czy jest ona jedną z wielu dziedzin życia, potrzebnych człowiekowi dla życiowej równowagi, czy też jest źródłem, które nawadnia glebę życia, aby wydała ona smaczne jego owoce. Można posłużyć się także innymi obrazami: czy wiara jest stroikiem życia czy jego zaczynem? Czy stanowi ulgę w życiu czy też jego inspirację?

By w omawianym problemie postawić przysłowiową kropkę nad "i" trzeba zapytać, kto powinien odegrać najważniejszą, kluczową rolę w procesie okazywania przez wiarę mocy w przekształcaniu świata. Odpowiedź jest jasna: powinni czynić to ludzie świeccy. Dotykamy problemu duchowości ludzi świeckich. Różni się ona od duchowości osób duchownych, którzy są bardziej odłączeni od świeckiego wymiaru życia. Duchowni powinni autentyzm i moc wiary okazywać przez głębokie życie duchowe i wyspecjalizowanie się w duchowym prowadzeniu wiernych. Świeccy zaś autentyzm i moc swojej wiary powinni okazywać przede wszystkim w świeckich dziedzinach życia, przenikając je od wewnątrz ewangelicznymi wartościami i zasadami, nadając im w ten sposób styl Chrystusowy, styl wiary. Chodzi o podchodzenie do życia, także życia świeckiego w kategorii powołania, na które składają się wrodzone zdolności, przygotowanie fachowe, prawość moralna i warunki sprzyjające realizacji tych wartości.

Powiedzmy konkretnie! Przedsiębiorca katolik okazuje autentyzm swojej wiary nie przez powoływanie się na szerokie znajomości z ludźmi Kościoła, nawet nie tyle przez przypominanie, że jest osobą praktykującą, ile poprzez wprowadzanie do swojego przedsiębiorstwa zasad nauki społecznej Kościoła: pierwszeństwa pracy przed kapitałem, sprawiedliwej płacy, godnych warunków pracy, respektowania praw wynikających z pracy, traktowania człowieka jako podmiotu, nigdy zaś jako przedmiotu w pracy, uznawania wymiaru społecznego własności prywatnej itd. Katolik zajmujący się polityką ukazuje autentyzm swojej wiary nie tyle poprzez powoływanie się na Kościół, tego czy innego księdza lub biskupa czy tym bardziej wykorzystywanie autorytetu Kościoła hierarchicznego dla swojej działalności ile poprzez profesjonalizm, traktowanie zaangażowania politycznego za służbę dobru wspólnemu, odrzucanie pokusy korupcji, nepotyzmu, traktowania polityki za metodę osiągania władzy i wpływów dla korzyści własnych i swojej grupy. Katolik zaangażowany w kulturze daje świadectwo autentyzmowi swojej wiary nie tyle poprzez sporadyczne zamieszczanie materiałów religijnych ile przez czuwanie, by cała twórczość jakiej się oddaje wyrażała głębię człowieczeństwa i pomagała odbiorcom w rozwoju wartości promujących człowieka osobę - był rozumny i wolny, zdolny do bezinteresownej miłości i w niej całkowicie się wyrażający. Taki model wiary nazywam "wiarą życiem". Upowszechniam go w stowarzyszeniu katolików świeckich ,.Akcja Katolicka", które stawia sobie zadanie ukształtowania postawy wiary żywej działającej przez konkretne czyny. Jeden ze znajomych biskupów włoskich-odpowiedzialny za Akcję Katolicką Włoską zaskoczył mnie kiedyś stwierdzeniem, że Kościół i świat nie tyle potrzebują pilnie nowych powołań kapłańskich i zakonnych ile powołań świeckich. Zasugerował nawet, aby zastanowić się nad ustanowieniem dnia, czy tygodnia modlitw o dobre, dojrzałe powołania świeckie. Myślę, że w kontekście moich refleksji, które przed chwilą przedłożyłem słowa te nabierają szczególnego znaczenia.

Dziękując wszystkim zgromadzonym - duchowieństwu, na czele z księdzem Dziekanem, władzom miasta Sierpca na czele z panem Burmistrzem, wszystkim moim braciom i siostrom, którzy zechcieli przeżyć ze mną kilka chwil refleksji i dialogu - życzę Wam, moim drogim Ziomkom, byście jak najowocniej przeżyli dany nam od Pana Rok Łaski czyniąc wiarę katolicką prawdziwym zaczynem i inspiracją codziennego życia. Życzę Wam; życzę Nam, byśmy po głębokim przeżyciu tego Roku jeszcze bardziej "wierzyli życiem".