Do Kajetana Dobrosielskiego
- list otwarty


Szanowny Panie!

1. Należę do tych uczestników naszej małej sierpeckiej sceny politycznej, którzy uważają, że po wyborach samorządowych w październiku ub. r. wszystkie nitki zebrał Pan w swych rękach. Patrzę więc w określony sposób na poczynania Rady Miasta i Rady Powiatu. To prawda, że burmistrz i starosta nie należą do SdRP, ale właśnie dlatego zajmują miejsca na wierzchołkach miejsko-powiatowego układu władzy. Sojusz powiatowy SLD-PSL zawarowany pisemną umową jest wyrazisty. Sojusz miejski jest na pozór mniej klarowny. Z całą pewnością utrzymanie przez Pana "kierowniczej roli" w obu układach wymaga nieprzerwanej pracy i jest to Pańskie podstawowe zajęcie. Może się Pan temu zajęciu oddawać z pełnym poświęceniem jako osoba finansowo ustawiona. Z dużą wprawą zajmuje się Pan dyscyplinowaniem swego stadka. Rzadkie jak dotąd były wypadki, kiedy gra wymknęła się Panu spod kontroli, jak np. podczas głosowania nad odebraniem K. Czermińskiemu prawa (i pieniędzy) do organizowania konkursu na najładniejszy ogródek w mieście.

2. Obserwuję Pańską działalność już piąty rok i wiem, że jako lokalny polityk nie płynie Pan do żadnego portu. Nie ma Pan żadnego gospodarczego planu dla miasta czy powiatu, o nic konkretnego Panu nie chodzi. Wygłasza Pan, rzecz jasna, z dużą swadą hasła o wyższości biedy nad bogactwem i przekonuje o swym zatroskaniu o przyszłość miasta i powiatu itd., ale za tą frazeologią "obrońcy ludu" nie kryje się cień pomysłu, co i jak zrobić, aby było lepiej. Słowa, które Pan dziś wypowiada, wygłaszał Pan również dwadzieścia pięć lat temu jako partyjny lektor.

Nie stanie się Pan rzecznikiem jakiegoś konkretnego programu działania, ponieważ obrona konkretnego programu działania nie przystaje do człowieka, który z założenia zawsze ma rację. Mieć zawsze rację można jedynie wtedy, kiedy jest się krytykiem czyichś zamysłów. Krytyk cudzych pomysłów z zasady nie ponosi odpowiedzialności. Obserwuje Pan uważnie swoje osobowe otoczenie, ponieważ to ludzie, a nie sprawy ludzi, są Pańskim żerowiskiem.

Ma Pan w sobie silną potrzebę destrukcji wspartą doświadczeniami życiowymi i zawodowymi. Nie zapominam, że jest Pan b. pułkownikiem SB i b. wykładowcą szkoły dla funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w Legionowie. Nawet w sytuacji, gdy po wyborach samorządowych SLD ma przewagę w mieście i powiecie, nadal Pańskim żywiołem pozostaje mącenie. Nie interesuje Pana rozwiązywanie problemów społecznych, ale udowadnianie swej socjotechnicznej sprawności w utrzymywaniu w posłuszeństwie uzależnionej od siebie trzódki. Udowadnianie (również sobie), że jest Pan jedyny i niezastąpiony.

3. Analiza wyników wyborów po 1989 roku w Sierpcu i okolicy narzuca oczywisty wniosek, że jest to świetny teren do połowów na lewicową wędkę. Ostatnie wybory samorządowe pokazały, jak ogromne nadzieje z SLD wiążą mieszkańcy miasta i powiatu. Taka sytuacja skłania różne ambitne osoby do przemyśleń i kalkulacji. Te osoby nie chcą się uważać za Pańskich ludzi. Te osoby to Pańscy równolatkowie i młodsi "lewicowcy", dla których jest Pan już reliktem. Są to osoby, które nie chcą znosić charakterystycznego dla Pana mentorskiego tonu, wtrącania się do wszystkiego i ciągłego przechwalania się, że na wszystkich ma Pan teczki. Ci inni, ci nie-Kajetanowcy (excusez le mot) uważają, że zrobiliby w Sierpcu karierę polityczną, gdyby nie Pan, który uosabia stare esbecko-pezetpeerowskie układy, a do tego jest Pan za słabo umocowany w Warszawie. Emancypacyjne dążenia nie-Kajetanowców znalazły wyraz w ulotce, jak ukazała się w końcu marca. Jest to sygnał, którego na Pańskim miejscu nie lekceważyłbym. Fakt, że w marcu br. "stara gwardia" wybrała Pana na przewodniczącego Rady Powiatowej SdRP też niewiele znaczy wobec zawiązania przez Pańskie środowisko partii pod nazwą SLD i wyraźnych zapowiedzi odcięcia się na jesieni br. przez tę nową partię od SdRP (b. PZPR). Moim zdaniem trwa intensywna praca w środowisku "lewicy" sierpeckiej połączonej z pewnymi osobami w Warszawie nad wypchnięciem Pana poza układ. Przed Panem bardzo trudne zadanie: przejścia do nowego układu, do partii pod nazwą SLD. Czeka Pana wyczerpująca rozgrywka z własnym środowiskiem o prymat.

4. Tak się ułożyło, że jest Pan po przeciwnej stronie niż ja, ale to nie znaczy, że jestem Panu nieżyczliwy. Wprost przeciwnie, nie widzę przeszkód, abyśmy w jakiejś dobrej sprawie społecznej połączyli swe siły. Jako osoba nastawiona do Pana przychylnie z pewnym bólem obserwuję to wszystko, co się z Panem w ostatnich tygodniach dzieje. Widzę, że traci Pan kontakt z rzeczywistością. Z dyrygenta staje się Pan dyrygowanym. Nie dostrzegając niebezpieczeństw grożących Panu ze strony własnego środowiska, zaczął się Pan coraz wyraźniej angażować w walkę z domniemanymi przeciwnikami politycznymi. I cóż to za przeciwnicy? Póki co są to: bracia Kośmidrowie, b. kurator Tadeusz Rutkowski oraz niżej podpisany. Jak to możliwe, żeby stracił Pan poczucie proporcji do tego stopnia, aby dziennikarz "Życia Płocka" wypisywał takie niestworzone brednie na temat basenu przy Liceum Ogólnokształcącym? Czy naprawdę sądzi Pan, że można wypowiedzieć zaklęcie i basen zacznie cieknąć? Czy sądzi Pan, że fakty prasowe przepędzą z basenu jego użytkowników? Czy sądzi Pan, że brudne insynuacje i pomówienia na mój temat snute przez "Życie Płocka" przysporzą chwały Panu i Pańskiemu środowisku? Mógłbym Panu powiedzieć tak: na złodzieju czapka gore. Musi być coś nietęgo z Panem, że ucieka się Pan do tak niewyrafinowanych sposobów argumentacji. Ale znając Pana, wiem,że z własnej inicjatywy nie wystąpiłby Pan z tak bezsensownymi oskarżeniami. Wiem, że dla Pana PRAWDA zawsze odgrywała znaczącą rolę. A przecież zna Pan prawdę o basenie! Dlatego też pytam sam siebie z głęboką troską: co się dzieje z Panem Kajetanem?

Apeluję do Pana: niechże się Pan otrząśnie i popatrzy we właściwym kierunku! Niech się Pan weźmie w garść. Proszę wiedzieć, że jeśli zawiodą Pana przyjaciele, zawsze jestem gotów wyciągnąć do Pana pomocną dłoń.

Zdzisław Dumowski