2/2001
Miałam szczęście spotykać zacnych ludzi

Z Henryką Piekarską, naczelnikiem Urzędu Skarbowego w Sierpcu, laureatką plebiscytu "Sierpczanin 2000 roku" rozmawia Halina Giżyńska-Burakowska.


Urodzona w Ukcie (woj. warmińsko - mazurskie) od dzieciństwa zamieszkiwała we Włocławku. Po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego im. Ziemi Kujawskiej z medalem najlepszego absolwenta szkół średnich ufundowanym przez prezydenta miasta Włocławka, kontynuowała naukę na Uniwersytecie Łódzkim. Z dyplomem w ręku (ekonomika budownictwa), wróciła do Włocławka i rozpoczęła pracę zawodową. Najpierw jako stażystka w Kujawskiej Fabryce Manometrów, a potem w strukturach Urzędu Wojewódzkiego we Włocławku - od referenta do zastępcy dyrektora wydziału. Od 1987 roku zamieszkuje i pracuje w Sierpcu. W pierwszych latach jako kierownik drukarni, od 1990 roku w Urzędzie Miasta jako naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej, potem jako zastępca burmistrza miasta Sierpca. W 1991 roku wygrała konkurs na stanowisko naczelnika Urzędu Skarbowego. Właśnie minęło 10 lat od czasu, gdy objęła tę funkcję.

Henryka Piekarska z wnuczką Agnieszką i mężem Włodzimierzem

H.G.: Jest Pani osobą szanowaną i lubianą w Sierpcu, uhonorowaną przez kapitułę komitetu honorowego tytułem Sierpczanina roku 2000, jak udało się Pani wkomponować w to środowisko z tak znakomitym skutkiem?

H.P.: Jeśli tak jest to dla mnie duży zaszczyt. Mam świadomość, że środowiska małych miasteczek stanowią jakąś enklawę. Powiązania rodzinne, koleżeńskie, przyjacielskie sprawiają, że miejscowi są sobie bliscy, przybysze muszą pozyskiwać sympatię bardzo długo. Ktoś spośród osób napływowych opowiadał mi, że po 30 latach pobytu w Sierpcu, nadal traktowany jest jak obcy. Tym bardziej cenię sobie, że zostałam uznana za "swoją" i że z akceptacją spotkało się to, co robię zwłaszcza, że urząd, którym kieruję, ze względu na swój charakter nie należy do instytucji lubianych, bo przecież musi egzekwować od podatników pieniądze. Pomógł mi pewnie charakter poprzednich miejsc pracy i nawiązane tam kontakty. W drukarni spotykałam poza pracowitymi drukarzami, ludzi z większości sierpeckich zakładów pracy. Część klientów, to byli społecznicy zlecający m.in. druk różnych zaproszeń, osoby pragnące bezinteresownie coś dla Sierpca zrobić. W Urzędzie Miasta pojawiło się jeszcze więcej interesantów. Zetknęłam się tam z tymi, którzy potrzebowali pomocy, którym było najtrudniej, którzy często nie mieli własnego dachu nad głową. Dla nich nawet najmniejszy kąt był marzeniem. IPan Burmistrz i ja przyjmowaliśmy wielu ludzi, staraliśmy się ich wysłuchać, poznać ich problemy i na miarę swoich możliwości coś dla nich zrobić. Mam wprawdzie świadomość tego, że nie wszystkim udało się pomóc tak, jak tego oczekiwali, ale bilans tej pracy okazał się chyba pozytywny. Ci ludzie jeszcze teraz, choć minęło już 10 lat od czasu mojego odejścia z Urzędu okazują mi życzliwość. Gdy ich spotykam na ulicy widzę uśmiech i serdeczność. Mam wielu takich znajomych. W kontakcie z Urzędem pozostawała także spora grupa osób, m.in. przedstawicieli organizacji pozarządowych, inspirujących różne ciekawe inicjatywy. Oni zarażali mnie swoją pasją i wymuszali określone działania. Jestem z natury leniwa i gdyby nie ich wpływ nie byłoby z mojej strony większego zaangażowania. Wchłonęło mnie środowisko społeczników, którzy ciągle pragnęli coś dla swojego miasta zrobić.

H.G.: Co uważa pani za swój największy sukces, co panią najbardziej cieszy?

H.P.: Nie mam wątpliwości, że rodzina - mąż Włodzimierz, dzieci, rodzice i rodzeństwo. Mamy świadomość, że możemy na sobie polegać. Kontakty z dziećmi tzn. z córką Agnieszką i synem Mariuszem są partnerskie. Do rodziny dołączył Piotr, mąż Agnieszki, wspaniały chłopak, a 8 miesięcy temu urodziła się nam wnuczka Julia.

H.G.: Widziałam ją jest urocza.

H.P.: Ja też tak sądzę, zresztą jako babcia jakże bym mogła myśleć inaczej. Nie wyobrażam też sobie życia bez pracy zawodowej. To dla mnie również bardzo ważne. Lubię ciekawe, nowe doświadczenia i dlatego jako bardzo interesujący wspominam okres pracy w Urzędzie Miejskim tj. pionierskiego budowania nowych struktur samorządności lokalnej. Jednak za największy swój sukces zawodowy uważam stworzenie takiego Urzędu Skarbowego, który moim zdaniem, a także osób z zewnątrz dobrze spełnia swoje zadanie i zapewnia wysoki standard obsługi podatników. Mój poprzednik Pan naczelnik Józef Czarkowski pozostawił dobrze zorganizowaną placówkę, ale w kolejnych latach transformacji życie przyniosło nowe wyzwania, które wymagały wiele wysiłku, by im sprostać. Nastąpił ogromny wzrost ilości podatników, zostały wprowadzone nowe systemy podatkowe, numery identyfikacji podatkowej itp. Niezbędni więc stali się dobrzy, wysoko kwalifikowani pracownicy. Przez te lata, gdy kieruję Urzędem udało się stworzyć zespół, zintegrowany, który musi sobie radzić z zadaniami jakie przed nami stoją. Wśród 51 osób zatrudnionych 70% ma wykształcenie wyższe, wiele osób może wykonywać samodzielne funkcje kierownicze. Kiedy była trudna sytuacja w sąsiednim Urzędzie Skarbowym, nasi pracownicy wspomagali go i czynili to z dobrym skutkiem. Cały nasz Urząd został skomputeryzowany, nawet egzekucja i komórka kontroli, mieszczące się, w wynajętym budynku od Spółdzielni Mieszkaniowej, przy ul. Piastowskiej 42. Nasze działania spotykają się z wysoką oceną. W rankingach w woj. mazowieckim znajdujemy się wśród dobrych, a nawet najlepszych Urzędów.

H.G.: Oprócz pracy w Urzędzie Pani obecność obserwuje się w wielu różnych poczynaniach na rzecz społeczności miasta Sierpca. Co skłania Panią do takiego zaangażowania?

H.P.: Satysfakcja ze wspólnych działań na rzecz społeczności lokalnej i cech mojej osobowości. Miałam szczęście spotykać zacnych, światłych ludzi stawiających mi wysoko poprzeczkę. W dzieciństwie wielki wpływ wywarł na mnie, poza rodzicami, Dziadek, Bolesław Śląski, mądry życiowo, ciepły i życzliwy ludziom człowiek. Dzielił się z potrzebującymi przysłowiową ostatnią kromką chleba. Na uwagi Babci, która niekiedy miała wątpliwości, czy jej mąż nie przesadza ze swoim altruizmem odpowiadał, że raz dana złotówka wraca pięciokrotnie, a raz powiedziane dobre słowo powraca ludzką życzliwością. Wspaniałym wzorem dla mnie i moich kolegów byli także nasi nauczyciele z Liceum we Włocławku, ludzie o rzetelnej wiedzy i wysokiej kulturze, a także dużych zdolnościach pedagogicznych. Potrafili w nas wpoić poważny stosunek do podejmowanych zadań, a także nauczyć radości życia. Część z nich rekrutująca się z Uniwersytetu Wileńskiego, we Włocławku osiedliła się po drugiej wojnie światowej. Szczególnie wiele zawdzięczam polonistce, Reginie Banaszak która wdrażała do czytania poważnych wartościowych książek, wychowawcy - prof. Edwardowi Zającowi, wzorowi pedagoga i nauczycielce od w - f. Ta ostatnia nie tylko zachęcała do uprawiania sportu (w moim przypadku była to lekkoatletyka i piłka ręczna), ale przede wszystkim uczyła umiejętności działania w zespole.

Rodzice Henryki Piekarskiej - Irena i Dominik (ok. 1950)

H.G.: Czyli wiele wartości wyniosła Pani z Włocławka i czasów wczesnej młodości.

H.P.: Nie tylko, ogromie cieszę się, że zetknęłam się z tak wyjątkowym człowiekiem jak Pan Profesor Antoni Rajkiewicz, wybitny ekonomista, który przez wiele lat był kierownikiem Studium Doktoranckiego przy Płockim Towarzystwie Naukowym. W Sierpcu natomiast wśród osób, którym bardzo wiele zawdzięczam, może nawet tytuł Sierpczanina Roku, pragnę wymienić Panią Irenę Kulasińską. Poznałam ją przypadkiem. Stało się to za sprawą jej pięknego ogrodu. Dzięki zauroczeniu wspaniałą roślinnością doszło do zawarcia znajomości, a wkrótce także przyjaźni z jego właścicielką. Ta światła osoba zaraziła mnie zainteresowaniem historią miasta i jego patriotyczną przeszłością, a w trakcie kolejnej rozmowy, przy jaśminie, stwierdziła, że powinnam pisać o Sierpcu. I tak się zaczęło. Najpierw sięgnęłam do historii elementarza okupacyjnego i działającej w tamtych czasach drukarni. Potem pisałam o AK - owcach i rodzinie Kulasińskich, ale szczegółowsze ukazanie jej losów i przykładów poświęcenia dla ojczyzny sięgających czasów zaborów wystarczyłoby na dużą publikację...

Przyjaźń z Ireną Kulasińską rozciągnęła się na całą rodzinę. Po jej śmierci utrzymuję wciąż serdeczne kontakty z Panią Zeną Kulasińską i Panią Basią Wierzbowską, siostrzenicą obu Pań, córką wielce zasłużonego dla Sierpca Jana Wierzbowskiego, przedwojennego budowniczego i Kierownika Szkoły Podstawowej nr 1.

H.G.: A ponieważ są to osoby w podeszłym wieku, w razie potrzeby wspiera je Pani swą pomocą...

H.P.: Pomagamy sobie wzajemnie. Ja w domu p. Kulasińskich świetnie odpoczywam "Ładuję swoje akumulatory", to wspaniałe magnetyczne miejsce. Ten ponad 100 letni budynek, wpisany na listę konserwatora zabytków, ma w sobie wielką siłę przyciągającą. Był domem ludowym, a następnie do 1928 r. szpitalem. Tam się "czuje kawał historii naszego miasta"

H.G.: Zainteresowanie dziejami grodu nad Sierpienicą sprawiło, że włączyła się Pani do innych inicjatyw popularyzujących nasze miasto. Dzięki Pani inspiracji ukazała się m.in. książeczka "Sierpeckie niezapominajki", wydana przez Miejską Bibliotekę publiczną w ramach "Biblioteki Sierpeckiej".

H.P.: Z przyjemnością wspominam mój bardzo skromny wkład w to, co wydano w serii "Biblioteka Sierpecka". Udział w zespole redakcyjnym wymienionych przez panią wspomnień Antoniego Jankowskiego, a potem innych publikacji, których przybywało, to była ogromna satysfakcja. Choć więcej w tym zasługi całego zespołu redakcyjnego niż mojej.

H.G.: Zdaje się posiada Pani ciekawe materiały związane z Sierpcem, na dodatek dysponuje Pani świetnym piórem, co przecież nieczęsto się zdarza. Jak zamierza to Pani wykorzystać?

H.P.: Udało mi się pozyskać pewne materiały archiwalne, wspomnienia, podarowano mi sporo cennych zdjęć,ale nie mam jeszcze dopracowanego pomysłu, jak je wykorzystać. Myślę o opracowaniu jakiejś publikacji o dziejach Sierpca, chciałabym ocalić pamięć o ludziach, którzy coś dobrego zrobili, i mogą stanowić przykład dla innych. Pewnie zajmę się tym, gdy przejdę na emeryturę. Marzę też, aby w naszym mieście funkcjonowało muzeum miejskie, podobnie, jak w Bieżuniu czy Łęczycy. Teraz jeszcze żyje pokolenie dysponujące pamiątkami, które można by uratować. Z czasem to wszystko ulegnie zniszczeniu.

H.G.: Jest Pani członkiem polskiego towarzystwa ekonomicznego, Towarzystwa Naukowego Płockiego, Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, Kręgu? Przyjaciół Harcerstwa i co ogromnie ważne i nieczęsto praktykowane, znajduje Pani czas, by pomóc zwykłym ludziom w ich trudnych sytuacjach. Jak udaje się Pani znaleźć na wszystko czas?

Laureatka z wnuczką Agnieszką w otoczeniu najbliższych

H.P.: Czasem nie trzeba wiele wysiłku, by drobną sprawę załatwić. Wytwarza się krąg ludzi dobrej woli, działających wspólnie. Ale oczywiście dzieje się to też kosztem mojego wolnego czasu.

H.G.: Skoro tego czasu nie ma Pani zbyt wiele, jak go pani wykorzystuje, gdzie wypoczywa Pani najlepiej?

H.P.: Lubię ogród, las, zwiedzanie nowych miejsc, lub powrót do zakątków, które najbardziej mi się podobały. Dobrze się czuję podróżując po kraju, a z wyjazdów zagranicznych nadzwyczaj mile wspominam Włochy. Odpowiada mi tam wszystko - wspaniałe zabytki, klimat, a nade wszystko serdeczność i otwartość ludzi oraz bijąca od nich radość życia. Innym wyjątkowym przeżyciem stała się dla mnie podróż do Ziemi Świętej. Tam każde kolejne miejsce wiąże się z jakimś konkretnym faktem z życia Chrystusa.

H.G.: Jakie ma Pani plany na najbliższą przyszłość?

H.P.:Zamierzam przystąpić do dalszej rozbudowy Urzędu. Dobudowa skrzydła umożliwi przemieszczenie do wspólnego budynku tych pracowników, którzy pozostają w wynajętym lokalu. Ale za główne zadanie uważam scalenie systemu komputerowego w Urzędzie i połączenie go z siecią krajową. Usprawni to naszą działalność i ułatwi pracę urzędnikom, a także umożliwi podniesienie poziomu obsługi podatników, dzięki czemu zmniejszy dolegliwości, jakie odczuwają realizując zobowiązania wobec skarbu państwa. A to jest moim marzeniem.

H.G.: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji Pani planów.

Halina Giżyńska - Burakowska