1,2/2003
Quo vadis, czyli dokąd zmierzasz rolniku?
Wywiad z Dorotą Dobiesz - żoną rolnika ze wsi Babiec Rżały

- Jak ocenia Pani stan obecnego rolnictwa? Jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy?

D.D.: Obecny stan rolnictwa jest zły. Główną przyczyną tego stanu rzeczy jest brak pieniędzy na rozwój gospodarstw. Dzieci na wsi wychowują się w opłakanych warunkach. Cały problem tkwi w tym, że rolnicy nie mają gdzie sprzedać wyhodowanych zwierząt i zebranych plonów. Jeśli już - to za marne pieniądze.

- Jak określi Pani stan swojego posiadania: gospodarstwo małe, średnie czy duże? Czy gospodarstwo specjalizuje się w jakiejś dziedzinie?

D.D.: Moje gospodarstwo zalicza się do średnich. Jest trzynastohektarowe. Ciężko się z niego utrzymać. Hodujemy jedynie trzodę chlewną, ale przy dzisiejszych cenach tuczników nie zwracają się koszty. Jest coraz więcej takich rolników, którzy wstając rano zastanawiają się, co kupić: paszę dla zwierząt, paliwo do ciągników, żeby obrobić ziemię czy chleb dla dzieci?

- Czy jednak można inwestować? Czy ktoś z rodziny pracuje poza rolnictwem?

D.D.: Przy takich dochodach, jakie mamy, licząc bieżące wydatki, ledwo starcza na bieżące potrzeby. Co tu mówić o inwestowaniu? Jeśli chodzi o pracę poza gospodarstwem, to był taki czas, kiedy mąż pracował poza, ale teraz wyłącznie utrzymujemy się z gospodarstwa. Chętnie poszlibyśmy oboje gdzieś do pracy.

- Jak widzi Pani przyszłość dzieci: czy któreś zostanie na gospodarstwie, czy wszystkie będą się dalej kształcić?

D.D.: Jeśli chodzi o wieś i dzieci wiejskie, to nie zapowiada się w przyszłości, że będzie lepiej. Moje dzieci są jeszcze w takim wieku, że nie wiedzą, co by chciały w życiu naprawdę robić. Ja na pewno wpłynę na to, żeby kształciły się, jeśli będzie nas stać. Nie chciałabym, żeby któreś z moich dzieci zostało na gospodarstwie. Zawsze człowiek wykształcony ma większą szansę na podjęcie lepszej i popłatniejszej pracy niż praca w gospodarstwie. Oczywiście, wykształcenie też liczy się w gospodarstwie.

- Jak ocenia Pani szanse życiowe dzieci w mieście takim jak Sierp, Płock czy Warszawa?

D.D.: Potrzeby finansowe ludzi w mieście są podobne do potrzeb ludzi na wsi. Jest ciężko również i w mieście. Ciężko o pracę , o jakiekolwiek pieniądze. Jednak dzieci mają lepszy dostęp do kultury i oświaty. Na pewno lepiej się rozwijają.

- Jaka przyszłość czeka Pani wieś? Czy będzie pustoszeć, czy niekorzystne tendencje zostaną zahamowane?

D.D.: Uważam, że niekorzystne tendencje utrzymają się. Wielu rodziców nie będzie stać na dalsze kształcenie dzieci. Będą starali się wykształcić zdolniejsze dziecko, a mniej zdolne zostanie w cieniu. To drugie będzie skazane na pracę w gospodarstwie. Nie jest wcale korzystne dla rozwoju gospodarstw. Lepiej byłoby, gdyby ludzie ze średnim wykształceniem prowadzili gospodarstwo.

- W jaki sposób rząd powinien pomagać rolnikom?

D.D.: Rząd przed wszystkim nie powinien utrudniać życia rolnikom, powinien zrozumieć, że to wieś jest podstawą całej gospodarki. Powinny być lepsze warunki dostępu do niskooprocentowanych i długoterminowych kredytów na rozwój gospodarstw. Powinny być dopłaty do uprawy ziemi.

- Czy wejście do Unii Europejskiej postrzega Pani jako zagrożenie?

D.D.: Wejścia do Unii Europejskiej nie postrzegam jako zagrożenia, bo uważam, że już gorzej nie może być w naszej gospodarce. Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej. Jeśli tak lepiej przejrzeć na oczy - możliwości Unii a nasze - to uważam, że porywamy się z motyką na księżyc.

- Jakie ugrupowanie polityczne najlepiej pomaga rolnikom?

D.D.: Nie bardzo orientuję się w tej naszej polityce. Ugrupowanie Samoobrony przynajmniej narobiło sporo hałasu. Może Samoobrona niewiele wskórała, ale było dużo krzyku. Przewodniczący Lepper wywołał tyle zamieszania wokół siebie i rolników - rząd może przynajmniej wysłucha chłopa ze wsi. Rząd przynajmniej udaje, że stara się chłopu pomóc. Nie twierdzę, że zachowanie Andrzeja Leppera jest godne jego stanowiska, ale jeśli nie można wskórać po dobroci , to trzeba ostro.

- Czy angażuje się Pani w życie gminy?

D.D.: Może aż tak bardzo nie, ale tu mieszkam, to wiem, jakie problemy ma nasza wioska i te okoliczne. W naszej gminie jest jak w naszym państwie. Po prostu nasza gmina jest biedna. Jest dużo potrzeb takich jak: budowa dróg, budowa szkoły w Łukomiu, wodociągi. Uważam, że powinno się poprawić. Przecież mamy nowego wójta.

- Jakie sprawy uznaje Pani za ważne? O czym można powiedzieć ludziom, którzy przeczytają wywiad z Panią?

D.D.: Błotnista wiosną a w zimie zasypana śniegiem droga, którą codziennie muszą chodzić do szkoły dzieci. Nie wymagam cudów. Ja sama pochodzę z innej gminy. Kilkanaście lat temu chodziłam do szkoły i był autobus szkolny i dowożono nas. Nasze dzieci męczą się jak za czasów króla Ćwieczka. To jest aż śmieszne.

- Dziękuję za rozmowę.

Opracował: Andrzej Stawiski