1/2001
PODRÓŻ DO LWOWA

Lwów jest miastem położonym zaledwie 50 km do naszej granicy państwowej, ale 500 km od Kijowa - stolicy Ukrainy. W dużej mierze ten fakt przesądza o tym, że to rozległe, prawie 900tysięczne skupisko ma charakter miasta prowincjonalnego. Wjeżdżając bladym styczniowym świtem do pustego centrum Lwowa, rzucają się w oczy kobiety zamiatające miotłami błoto śniegowe z chodników. W mieście nie widać koszy na śmieci, ale miasto jest czyste. Ruch samochodowy nawet w godzinach południowych więcej niż skromny. Przeważają stare, ubrudzone błotem samochody radzieckich marek. Kierowcy jeżdżą bez zapalonych świateł i nie zważają na przechodniów forsujących jezdnię. Samochody ciężarowe z uwagi na swój tonaż mają zawsze pierwszeństwo.

Rzuca się w oczy wszechogarniająca bieda. Widoczna jest w ubiorze ludzi, ich twarzach. Widać ją w liszajach odpadającego tynku, w płatach rdzewiejącej blachy bram i płotów. Zaniedbanie, opuszczenie rąk. Na starym mieście wszędzie ślady polskości. Spod zamalowywanych marnej jakości farbą wychodzą napisy polskie i żydowskie. Nie ma takich pieniędzy, aby odnowić stary Lwów. Miasto zostało oszczędzone przez wojnę, ale 50 lat władzy radzieckiej zrobiło swoje.

Lwów jest miastem o 30% bezrobociu, największym na Ukrainie. Padły prawie wszystkie fabryki pracujące dla potrzeb przemysłu rakietowego w byłym ZSRR. Bezrobocie jest o wiele większe, bo nie wykazuje się w statystykach faktu, że szereg zakładów pracy formalnie nie rozwiązano. Pracownicy tych zakładów w świetle prawa są pracownikami, otrzymują 17 hrywien (12,8 zł) miesięcznie, państwo opłaca ich ubezpieczenie i są wolni jak ptaki. Z czego zatem żyje Lwów? Z handlu. We Lwowie jest wszystko, co w Polsce, tylko trochę droższe, ponieważ po drodze trzeba opłacić celników i mafię. Mówi się o tym tutaj bez żenady. Mafia ukraińska we Lwowie liczy z 500 osób, pobiera 40% haracz i jeździ zachodnimi wozami. Kryzys rosyjski w 1997 roku zahamował jednak zyskowność handlu. Na drogach wylotowych ze Lwowa kilometrami ciągną się skupiska wielkich domów z czerwonej cegły, których budowę przerwano, ponieważ nagle ich właścicielom. zabrakło pieniędzy.

Utrzymywana jest państwowa własność ziemi, a 90% gruntów rolnych leży odłogiem. Mieszkanie można wykupić na własność, ale bez ułamkowej części gruntu, bo ziemia w mieście także należy do państwa.

Najlepiej uposażeni mieszkańcy Lwowa zarabiają 200 hrywien miesięcznie (1 hrywna = 80 groszy). Emerytowani kołchoźnicy 40-50 hrywien. Chleb biały kosztuje 60-70 kopiejek, a czarny chleb na miodzie 1,3 hrywny. Tania jest gorzałka i to bardzo dobrej jakości. Wódka "Summit" 7 hrywien (5,6 zł), "Szustow" - 10 hrywien, brandy "Chersonez" 12 hrywien. Litrowy szwedzki "Absolut - 48 hrywien. Bimber kosztuje 4 hrywny (3,2 zł) za litr i trzeba go zamówić z wyprzedzeniem. Na Ukrainie szeroko stosuje się system działek pracowniczych, co pozwala na znaczną obniżkę kosztów utrzymania. W najlepszym przedwojennym hotelu "Żorż" byliśmy jedynymi w sali restauracyjnej, a szaszłyk z jesiotra kosztował 20 hrywien.

Niezwykle tania jest benzyna. Litr E95 kosztował 2 hrywny (1,6 zł). Taksówkami jeździ się za 7 hrywien bez względu na to, skąd i dokąd.

Miastem rządzą partie nacjonalistyczne. Można zaobserwować, że jedna z głównych ulic Lwowa nosi imię Stepana Bandery kreowanego na bohatera narodowego, który podobno o wolność Ukrainy walczył po II wojnie z Polskim Wojskiem w Bieszczadach. W zachowaniach władz Lwowa jest sporo niepotrzebnej zaciętości, np. w sprawie Cmentarza Orląt Lwowskich. Stwierdzić można gołym okiem, że poprowadzenie szosy przez Cmentarz było wyrazem złośliwości. Szosa zaraz za cmentarzem przechodzi w polną drogę i naprawdę nikt nią nie jeździ. Muszę powiedzieć, że mieliśmy liczne przygodne kontakty z Ukraińcami i nie spotkaliśmy się z ich strony z przejawami niechęci.

Polonia we Lwowie jest nieliczna, liczy około 5 tysięcy osób, ale to już w zupełności wystarcza, aby była podzielona i skłócona. Ogólnie rzecz biorąc Polacy radzą sobie we Lwowie zupełnie nieźle. Do 28 grudnia ub. roku prowadzono akcję repatriacyjną, która polegała na tym, że wykazanie się polskim pochodzeniem umożliwiało uzyskanie obywatelstwa, ale bez żadnych zobowiązań ze strony państwa polskiego. Polski konsulat we Lwowie był oblegany. Na czarnym rynku metryka Polaka kosztowała 2000 USD.

Jest u nas wielu malkontentów. Wystarczy pojechać do Lwowa, aby doświadczyć, że tuż obok żyją miliony ludzi, dla których życie w Polsce byłoby spełnieniem marzeń.

Zobacz także: Obrazki ze Lwowa - (fot.)

(zd)